Marketing przychodzący kontra marketing wychodzący. Inbound czy outbound? Co to w ogóle znaczy i czym się charakteryzują oba podejścia do marketingu. Wrogowie czy przyjaciele? Czy można stosować obie metody? A jakie jest Twoje zdanie?
Na skróty:
Marketing przychodzący – co to takiego?

Marketing przychodzący to polskie tłumaczenie określenia Inbound Marketing. Jak podaje Wikipedia to trend marketingu wywodzący się z koncepcji Permission Marketingu, której autorem jest Seth Godin. To bardzo ciekawa postać. Jeśli masz czas i ochotę go poznać, to polecam odwiedzić jego stronę internetową. Znajdziesz bez problemu w wyszukiwarce 🙂
Inbound marketing to strategia marketingowa, która polega na przyciąganiu klientów poprzez tworzenie i dystrybucję wartościowych treści, dostosowanych do ich potrzeb. Odbiorca sam inicjuje kontakt z marką, co jest efektem budowania relacji i zaufania, a nie wynikiem nachalnej reklamy
Zdjęcie: Joi Ito, CC BY 2.0 https://creativecommons.org/licenses/by/2.0, via Wikimedia Commons
Marketing przychodzący, czyli inbound, powstał jako alternatywa dla opartego na filozofii „push” outbound marketingu, który opiera się na:
- reklamie;
- cold callingu;
- pop-upach i innych agresywnych formatach internetowych;
- masowych e-mailach i innych metodach spamowania.
Nie zrozum mnie źle. Ja nie oceniam, że outbound marketing jest zły. Stosowany konsekwentnie bywa bardzo skuteczny, jednak metody „push” są dla niektórych irytujące, uciążliwe, przeszkadzają. Szczególnie, jak telemarketer zadzwoni do Ciebie w najgorszym momencie.

A zawsze dzwoni w najgorszym momencie… Dlatego powstała alternatywna metoda, dla marketerów którzy mają mniej pieniędzy na reklamę a więcej czasu.
Hub Spot, jedno z najlepszych narzędzi wspierających marketing przychodzący, określa trzy filary Inbound Marketingu:
- Attract – zainteresować
- Engage – zaangażować
- Delight – zadowolić
I o to właśnie chodzi. Najważniejsze cechy marketingu przychodzącego to:
- spersonalizowana komunikacja, 1 na 1
- content, który odpowiada na realne potrzeby i rozwiązuje realne problemy
Content is King?
A król może być lepszy lub gorszy. W marketingu content jest dobry, jeśli:
- jest inspirujący
- wzbudza emocje
- daje rozrywkę
O taki content trudno, dlatego wiele firm i wielu marketerów wybiera drogę outbound marketingu, bo jest, a może raczej była, łatwiejsza.
Dlaczego była? Dlatego, że biznes systematycznie przenosi się do Internetu. A tam od lat rządzi Google, które w idealnym czasie wprowadziło na rynek wyszukiwarkę i wyjątkowy model biznesowy, który zdemolował, zdawałoby się niepodzielne, panowanie Microsoftu na rynku wyszukiwarek. Teraz wydaje się, że hegemonia Google słabnie, za sprawą nowych rodzajów wyszukiwarek, opartych na silnikach sztucznej inteligencji. Akurat to kompletnie nic nie zmienia w kwestii optymalizacji, bo SEO idealnie pasuje do Perplexity i innych narzędzi. Mam na to dowód w HydroBIM.
No więc mamy Google i wyszukiwarki typu Perplexity, które dają odpowiedź na dowolne pytanie w czasie około pół sekundy. Tą odpowiedzią są właśnie strony z contentem, lub odpowiedź plus źródła, uznane przez wyszukiwarkę za najwartościowsze.
Jeśli na swojej stronie nie masz contentu, którego ludzie szukają, to nikt Twojej oferty w wyszukiwarce nie znajdzie, bo ani Google, ani Perplexity czy Chat GPT nie pokażą jej w wynikach wyszukiwania. No, chyba że zainwestujesz w Google Ads i ktoś kliknie w reklamę. Swoją drogą ciekawe, kiedy na ten sam pomysł wpadnie Perplexity…
Czy wiesz, że według CMI w content marketingu też obowiązuje zasada Pareto? 80% treści idzie w piach a 20% daje pożądane efekty. Powodów na te 80% jest kilka, na przykład:
- Content nie inspiruje, nie rozwiązuje problemów i jest po prostu słaby;
- Nie trafia do właściwych osób we właściwym czasie;
- Nie promujesz go i nikt o nim nie wie.
Czytałem, że prawidłowy rozkład czasu bloggera to 20% pisania i 80% promocji treści (znowu ten Pareto!)
Outbound marketing w służbie marketingu przychodzącego?
No właśnie, pojawiły się Adsy, teraz uwaga, że trzeba promować content. Czyli reklama! Zaraz, ale reklama to przecież domena outbound marketingu!
Może powiesz, „mam przecież Social Media, mogę sobie tam za darmo promować moje treści do woli„. To prawda, możesz robić wpisy na Facebooku i Linkedinie, sweet focie na Instagrama, które potem podepniesz do Pinteresta, nagrać video na YouTube, a potem przerobić ten film na Tik Toku i poinformować o tym świat na Twitterze . A czy bierzesz pod uwagę ilość treści, jaka jest codziennie produkowana w Social Mediach?
Słyszałem płacze, że FB obcina zasięgi. No jasne, że obcina! Jakby algorytm FB nie obcinał zasięgów, to osoby z większą liczbą znajomych i obserwowanych profili nie byłyby w stanie przeczytać treści, tak szybko by się one przewijały!
Nie miejmy złudzeń – żeby skutecznie zaistnieć w Social Mediach nie obejdzie się bez wsparcia reklamy.
I tak przechodzimy do konkluzji. Dobry marketer nie obraża się na takie czy inne narzędzie lub filozofię. Dobry marketer ma przyprowadzać leady sprzedaży. Dlatego trzeba wybrać „The Best of Both Worlds” i nie wprowadzać zamieszania ideologiami.
Profesjonalną przygodę z SEO zaczynałem z Apaczka.pl, która odniosła sukcesy dzięki marketingowi przeszkadzającemu. Jednak w pewnym momencie zadziałało prawo nieproporcjonalnych przychodów i sięgnęli (trochę z wątpliwościami) po marketing przychodzący. Z moją pomocą udało nam się w 6 miesięcy osiągnąć 80% wzrost ilości słów kluczowych od Top 3 do Top 50 a ilość leadów pozyskiwanych z kanału organicznego wzrosła o 2100 (dwa tysiące sto) procent!